Świadectwo Joli K. z Kursu Biblijnego:
Pomysł na kurs śladami Starego Testamentu mnie zaintrygował, ponieważ dotyczył tej wielkiej części Pisma Świętego, która wydawała mi się zawsze odległa, wymagająca niemałej wiedzy i na tyle obszerna, że trudno się samemu w niej odnaleźć. Liczyłam na wyselekcjonowanie chronologii wydarzeń, rozwikłanie zawiłości i dostrzeżenie powiązań z nieco bardziej „oswojonym” Nowym Testamentem. Nie zawiodłam się, a owoce coniedzielnych spotkań okazały się dużo obfitsze niż w ogóle mogłabym się spodziewać.
Moment spotkań, zapewne zupełnie nieprzypadkowo w zamyśle (jak to z Duchem świętym bywa), przypadł na ponury okres w życiu ludzi, z koronawirusem w tle, z lękiem o zdrowie bliskich. Te (i inne) wydarzenia prowokowały pytania o prawdę, o wartość życia i śmierci, o głos Boga. Potrzebne było antidotum pozwalające nie ulec wrażeniu, że świat ogrania ciemność. Mętlik w głowie był w tym czasie udziałem wielu zamkniętych w domach ludzi, którzy widywali się głównie z daleka, w maskach, w niepokoju… Dla mnie był to dodatkowo okres oswajania się z oddziałem onkologicznym, nowo poznanymi, chorującymi kobietami, ale też z moim zmaganiem się z procesem weryfikowania i usunięcia guza piersi oraz późniejszej rekonwalescencji.
Na ten czas znaków zapytania, zamętu i covidowego zamknięcia we własnych trudnościach dostaliśmy w prezencie kurs biblijny ze Starego Testamentu: prowadzony on – line, raz w tygodniu, w niedzielny wieczór. Co można robić lepszego w dzień Pański niż poznawać Jego dzieło? Dla mnie były to wyczekiwane spotkania, iskra stabilności, normalności i zalążek kontaktu ze Słowem. Czułam potrzebę słuchania dziejów spisanych w księgach Biblii. Dawało mi radość przyglądanie się starotestamentowym bohaterom z bliska. Stawali się dla mnie ludźmi „z krwi i kości”, lepiej poznawałam ich historie i rozumiałam ich losy. Bardzo przydało się też porządkowanie chronologiczne wydarzeń opisanych w Starym Testamencie, wsparte solidnym wyjaśnieniem, obrazowanym przejrzystymi prezentacjami. Czasem słuchało mi się opowieści snutych przez Basię jak baśni z dzieciństwa, aż żal było kończyć spotkanie. Dawały poczucie spokoju, pozwalały na odnajdowanie wartości i sensów dotąd w Starym Testamencie przeze mnie niedostrzeganych. Nade wszystko zaś, słuchając relacji Basi, odkrywałam (czasem z uczuciem „gęsiej skórki” na rękach) niepojęte, nieskończone dobro Boga, Jego czułą obecność w losach człowieka, Jego wierność. Dodawało mi to sił do szukania Go takim w moim życiu. Słowo zasłyszane podczas niedzielnego wieczoru nierzadko powracało w kolejnym tygodniu, w czytaniu z dnia albo w interpretacji wydarzeń z mojego życia. Bóg okazywał się dobry, wierny, delikatny, troszczący się o mnie. Tliło się „światełko w tunelu”.
Najbardziej zapadła mi w pamięć historia Józefa z Egiptu, którego spotkało w życiu tyle trudnych, po ludzku niesprawiedliwych wydarzeń, a on je przyjmował w zaufaniu w Bożą opatrzność. Miał podstawy napełniać się goryczą, karmić żółcią przesiąkniętą żalem do ludzi i Boga, a wybierał szukać dobra, ufać Bożemu działaniu i dzielić się przebaczeniem. To mi przywodziło na myśl słowa, które mocno dziś do mnie przemawiają w moich wyborach i w ocenie zdarzeń z życia: Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładąc przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo, miłując Pana, Boga swego, słuchając Jego głosu, lgnąc do Niego (Pwt 30, 19-20).
Szczególnie dotknęły mnie też losy Hioba, a właściwie jego, nie wiem skąd czerpane, niepodważalne zaufanie do Boga, wyrażone nie górnolotnymi słowami, a zmierzone w obliczu najbardziej wyszukanych nieszczęść. Przenika mnie siła tego zaufania. Wciąż czekam na rozjaśnienie tej tajemnicy.
Cichym uczestnikiem kursu biblijnego był również mój mąż. Często po zakończeniu spotkania rozmawialiśmy o tym, co usłyszeliśmy. Utkwił mi w pamięci jego komentarz do Pieśni nad pieśniami, że cieszy go spojrzenie na miłość małżeńską jako obraz miłości Boga, co czyni naszą relację niezwykłym darem.
Po kursie pozostaje ze mną nadzieja, a właściwie obietnica, którą obrazują słowa z mojej ulubionej Księgi Izajasza:
O wszyscy spragnieni, przyjdźcie do wody, przyjdźcie choć nie macie pieniędzy (..) Czemu wydajecie pieniądze na to, co nie jest chlebem? I waszą pracę – na to, co nie nasyci? Słuchajcie Mnie, a jeść będziecie przysmaki i dusza wasza zakosztuje tłustych potraw, Nakłońcie uszu i przyjdźcie do Mnie, Posłuchajcie mnie, a dusza wasza żyć będzie.(Iz, 55,1-3)
Dodaj komentarz